Pod koniec października a dokładnie 27-go w niedzielę wzięłam udział w kolejnym biegu- Śląskie Bieganie, 5 km, w Jastrzębiu Zdroju. To był mój pierwszy bieg typowo uliczny. Ale co najważniejsze- również mogły startować dzieci. Najstarsza córka startowała na dystansie 100 m, młodsza- 50 m. Fantastyczna zabawa i mnóstwo emocji. POLECAM :-) Kibicował nam mąż i najmłodsza córka w wózku a nawet dziadkowie :-)
Całe zawody były dosyć mocno rozbudowane- odbywały się na dużym miejskim stadionie. Najpierw Mistrzostwa Polski Firm, później mistrzostwa szkół podstawowych, bieg główny na 5 km, no i wreszcie starty dzieci w poszczególnych grupach wiekowych. Na takich zawodach specyficzna atmosfera udziela się wszystkim- zapisy, odbieranie pakietu startowego, przypinanie numerków, rozgrzewka- dzieciom podoba się to bardzo. Czują się ważne i wiedzą, że biorą udział w czymś wyjątkowym. W czymś czego nie można kupić tylko o co muszą się postarać. A kiedy córki w poniedziałek do przedszkola zabrały medale- to dopiero była frajda!!! (tak na marginesie to medali dla niektórych dzieci zabrakło- w tym jedna moja nie dostała... konsternacja. szybko udało się uratować sytuacje- oddałam córce mój). Do tego wszystkiego udzieliłyśmy wywiadu dla Radia 90. Radości było co niemiara! :-)
Co do biegu głównego na 5 km miałam mieszane uczucia. Wystartowaliśmy na stadionie. Potem wybiegliśmy na Aleje- bieg w lewo, nawrót i bieg w prawo, nawrót po czym powrót na stadion. I jeszcze raz ta sama pętla. A skąd moje mieszane uczucia? Po pierwsze sama zawaliłam- wystartowałam z taką parą, że jak za stadionem "wyrósł" mi podbieg typu ściana to na Alejach byłam już ledwo żywa. Po prostu mnie "zabrakło". Dlaczego tak wystartowałam? Bo na pierwszych zawodach pobiegłam na luziku, tempem joggingowym. Nie przejmowałam się tym, że wszyscy mnie minęli na samym początku. Teraz udzielił mi się klimat prawdziwego wyścigu (krótkie dystanse to zazwyczaj szybsze tempo od początku biegu. Ale nie dla początkującego!!!) i ruszyłam ostro do przodu. Błąd. I to podstawowy. Tempo trzeba utrzymywać stałe i nie dać się zwariować. Pamiętać o swoich możliwościach. Ale po to właśnie startuje się w zawodach- żeby nabrać doświadczenia. Żeby nauczyć się na własnych błędach. Nawet czytając portale biegowe czy blogi (:-)) nie zdobędziemy tego doświadczenia. Druga sprawa- średnio podobała mi się trasa. Betonowo, asfaltowo, wietrznie. Wokół blokowiska. Nic fajnego. Dla mnie, jako że nie walczę o podium i szans na to narazie nie mam, wyścig nie liczy się tak bardzo jak trasa. Uwielbiam zieleń, park, las, przyjemne otoczenie, coś czym można oko nacieszyć. Wezmę to w przyszłości pod uwagę kiedy będę planowała starty.
Dobrze, że powyższe zdjęcie jest zrobione z takiej odległości- nie widać mojej czerwonej twarzy i wykrzywionej miny. A to była dopiero połowa dystansu!
Całe zawody były dosyć mocno rozbudowane- odbywały się na dużym miejskim stadionie. Najpierw Mistrzostwa Polski Firm, później mistrzostwa szkół podstawowych, bieg główny na 5 km, no i wreszcie starty dzieci w poszczególnych grupach wiekowych. Na takich zawodach specyficzna atmosfera udziela się wszystkim- zapisy, odbieranie pakietu startowego, przypinanie numerków, rozgrzewka- dzieciom podoba się to bardzo. Czują się ważne i wiedzą, że biorą udział w czymś wyjątkowym. W czymś czego nie można kupić tylko o co muszą się postarać. A kiedy córki w poniedziałek do przedszkola zabrały medale- to dopiero była frajda!!! (tak na marginesie to medali dla niektórych dzieci zabrakło- w tym jedna moja nie dostała... konsternacja. szybko udało się uratować sytuacje- oddałam córce mój). Do tego wszystkiego udzieliłyśmy wywiadu dla Radia 90. Radości było co niemiara! :-)
Co do biegu głównego na 5 km miałam mieszane uczucia. Wystartowaliśmy na stadionie. Potem wybiegliśmy na Aleje- bieg w lewo, nawrót i bieg w prawo, nawrót po czym powrót na stadion. I jeszcze raz ta sama pętla. A skąd moje mieszane uczucia? Po pierwsze sama zawaliłam- wystartowałam z taką parą, że jak za stadionem "wyrósł" mi podbieg typu ściana to na Alejach byłam już ledwo żywa. Po prostu mnie "zabrakło". Dlaczego tak wystartowałam? Bo na pierwszych zawodach pobiegłam na luziku, tempem joggingowym. Nie przejmowałam się tym, że wszyscy mnie minęli na samym początku. Teraz udzielił mi się klimat prawdziwego wyścigu (krótkie dystanse to zazwyczaj szybsze tempo od początku biegu. Ale nie dla początkującego!!!) i ruszyłam ostro do przodu. Błąd. I to podstawowy. Tempo trzeba utrzymywać stałe i nie dać się zwariować. Pamiętać o swoich możliwościach. Ale po to właśnie startuje się w zawodach- żeby nabrać doświadczenia. Żeby nauczyć się na własnych błędach. Nawet czytając portale biegowe czy blogi (:-)) nie zdobędziemy tego doświadczenia. Druga sprawa- średnio podobała mi się trasa. Betonowo, asfaltowo, wietrznie. Wokół blokowiska. Nic fajnego. Dla mnie, jako że nie walczę o podium i szans na to narazie nie mam, wyścig nie liczy się tak bardzo jak trasa. Uwielbiam zieleń, park, las, przyjemne otoczenie, coś czym można oko nacieszyć. Wezmę to w przyszłości pod uwagę kiedy będę planowała starty.
Dobrze, że powyższe zdjęcie jest zrobione z takiej odległości- nie widać mojej czerwonej twarzy i wykrzywionej miny. A to była dopiero połowa dystansu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz